Jedno telefonowe wezwanie, pięćset złotych kary i lekcja dla wszystkich mieszkańców – oto, co czeka na tych, którzy traktują numer alarmowy jako zabawkę. Na przykładzie zdarzenia w Ełku przypominamy, jak poważne konsekwencje może nieść za sobą lekkomyślność.
- Zgłoszenie o pobitej kobiecie okazało się bezpodstawne.
- 44-letni mężczyzna z Ełku ukarany mandatem za niewłaściwe użycie numeru alarmowego.
- Nieodpowiedzialne działanie zgłaszającego mogło zagrozić szybkości reakcji służb na prawdziwe zagrożenia.
W głębi nocy, szeleszczące ciszę ulic miasta, telefon alarmowy 112 zarejestrował pilne wezwanie. Głos z Ełku mówił o akcie przemocy i potrzebie natychmiastowej interwencji. Jak się później okazało, był to czyn, który wprowadził w ruch wielką machinę ratunkową bez żadnego powodu.
Nie ma nic bardziej irytującego dla służb ratowniczych niż fałszywe alarmy. Nie dość, że kradną one cenny czas, mogą również przeszkodzić w dostarczeniu pomocy tam, gdzie jest ona rzeczywiście niezbędna. To może być kwestia życia lub śmierci, a tu pojawia się nieuzasadnione wezwanie - jak mówią starzy ludzie, „ktoś płacze wilkiem”.
Nocna eskapada ełczanina skończyła się na mandacie w wysokości 500 złotych. Gdy policjanci i ratownicy przybyli na miejsce, zastali scenę daleką od zgłoszonej. Kobieta, której dotyczyło wezwanie, była nietknięta i nie potrzebowała pomocy. Z kolei mężczyzna nie był w stanie racjonalnie wytłumaczyć motywów swojego działania. Zamiast realnego zagrożenia, mamy do czynienia z zagadką ludzkiej bezmyślności.
Zarówno fałszywe wezwania, jak i nieprzemyślane działania mogą skutkować realnymi konsekwencjami dla wszystkich mieszkańców. Może nadejść dzień, w którym to właśnie my będziemy oczekiwać pomocy. Czy chcielibyśmy wtedy usłyszeć, że ratownicy są zajęci przez nieodpowiedzialny żart kogoś innego? To retoryczne pytanie, na które każdy powinien znać odpowiedź, zanim sięgnie po telefon.
Według informacji z: Policja Ełk